W niedzielę w zachodnim Londynie doszło do derbowego pojedynku pomiędzy Chelsea a Tottenhamem. Mecz był zapowiadany jako szlagier, ale rozczarował. Nie tylko ze względu na brak goli, ale przede wszystkim na mało ciekawych akcji. Tottenham wciąż jest na czele Premier League, sąsiadując tam z Liverpoolem, ale wyjaśnię, dlaczego wątpię w ich możliwości i szanse na zdobycie tytułu.
Mecz na Stamford Bridge tylko na początku miał względnie dynamiczny przebieg, kiedy gospodarze za wszelką cenę szybko chcieli otworzyć wynik. Na nic zdały się próby Chelsea, bo defensywa Tottenhamu funkcjonowała doskonale. Oczywiście, nie tylko w tym meczu. Chelsea też grała dobrze w obronie, ale więcej chciała z przodu. „Koguty” skutecznie blokowały te zapędy. Czy żelazna taktyka w obronie i słynne już „murowanie” bramki przez zespoły Mourinho dadzą ekipie z północnego Londynu tytuł mistrza Anglii? Wątpię.
Gra w piłkę wydaje się prosta. Żeby osiągnąć sukces trzeba więcej strzelić niż stracić. Popełnić mniej błędów od rywala. Taktyka i gra „w szachy” są ważne, ale czasami po prostu trzeba się otworzyć i zaryzykować. Tottenham w meczu z Chelsea nie miał zbyt wiele ochoty na atakowanie. O ile w pierwszej połowie wykorzystywał jeszcze w małym stopniu ofensywny potencjał, o tyle w drugiej chyba zadowolił się bezbramkowym remisem. Cała siła i uwaga zostały skierowane na bronieniu dostępu do bramki Hugo Llorisa.
Uważam, że gra w defensywie w piłce nożnej jest kluczowa. To tam należy budować fundament. Jose Mourinho wie o tym doskonale, ale czasami wpada w skrajność murowania bramki. Znamy tę praktykę od lat. Zapomina najwyraźniej o potencjale, który drzemie w jego ofensywnych piłkarzach, jak Harry Kane, Huen-min Son czy Steven Bergwijn. W dodatku na ławce rezerwowych na kolejne szanse czeka Gareth Bale, który powrócił do Londynu po znakomitej przygodzie w Realu Madryt. Marnotrawić takich zawodników? To czysta zbrodnia. Nie wierzę, że wszyscy zagrali tak słabo z Chelsea. Po prosty plan był jasny – głównie kontrataki, skupiamy się na grze obronnej.
Tottenham zdobył mistrzostwo ligi dwukrotnie. W roku 1951 i dziesięć lat później – w sezonie 1960/61. W aktualnej kampanii radzą sobie bardzo dobrze. Po 10 kolejkach zajmują pierwsze miejsce, mając lepszy bilans bramkowy od Liverpoolu. „Koguty” mają więc szansę zdobyć trzeci tytuł w historii klubu po dokładnie 60 latach. To byłoby dopiero święto. Myślę jednak, że z betonowym podejściem Mourinho, który wydaje się niereformowalny w pewnych aspektach, plany na mistrzostwo już niedługo pójdą w zapomnienie. Chyba, że Portugalczyk zrozumie, że nie należy marnować potencjału z przodu.
Przed Tottenhamem dodatkowo bardzo trudny okres. Do świąt, poza meczami w Lidze Europy, londyńczycy zmierzą się z Arsenalem, Liverpoolem i Leicester. Tylko konfrontacja z Crystal Palace wydaje się nieco łatwiejsza, chociaż na Selhurst Park przeprawa wcale nie musi być taka gładka. Moje przewidywania? Tottenham do końca roku straci lidera w Premier League i już w tym sezonie na tę pozycję nie wróci. Nie ma się póki co zachwycać ekipą Jose Mourinho. Okres świąteczno-noworoczny zazwyczaj weryfikuje zapędy poszczególnych ekip w Premier League.